Listopad był dla mnie pełen rozczarowań i to niemal na każdej płaszczyźnie życia. Szkoda, bo to akurat mój ulubiony miesiąc i bardzo życzyłam sobie, aby w tym roku obfitował w rzeczy miłe, albo przynajmniej neutralne. No cóż, los jednak bywa przewrotny, więc aby nie cierpieć za mocno, postanowiłam skupić się na swoich obowiązkach jeszcze bardziej, niż zwykle. Pomogło. Przetrwałam. Jest git.
~~O~~
Od momentu zakończenia poprzedniego bloga, nic a nic nie pisałam o moich najnowszych makijażowych zasobach. O perfumach wspomniałam jedynie raz. Jeśli mam być szczera, to skupiłam się na innych rzeczach i zabrakło mi czasu na zrobienie ładnych (ewentualnie po prostu przyzwoitych) zdjęć. Zamierzam to powoli zmieniać i wracając do starych zwyczajów, zapraszam do oglądania "zdobyczy" :D
~~O~~
NYX - Buttermelt Blush - 01 My Butta Half
Dawno nie miałam czegoś tak... żarówiastego. Ten odcień, nakładany w niewielkich ilościach, nadaje skórze efektu młodzieńczej świeżości. Uznałam więc, że idealnie nada się dla mojej trupiobladej cery i sprawi, że będę wyglądać nieco bardziej żywo (a co za tym idzie, ludzie przestaną dopytywać, czy aby dobrze się czuję i czy zaraz nie zemdleję).
Plastikowe, oczojebne opakowanie to zupełnie nie mój klimat, nazwa koloru mi się nie podoba, ale koniec końców - liczy się zawartość.
~~O~~
Collistar - Impeccable Maxi Blush - 06 Riviera Rose
Mam go na wszelki wypadek - gdyby róż z NYX okazał się dla mnie zbyt intensywny. Riviera Rose również ma chłodny ton, ale przede wszystkim jest o wiele jaśniejszy i jak sądzę - mniej napigmentowany (ale to się dopiero okaże).
Opakowanie uważam za znośne, nawet przyjemne dla oczu. No i - z całą pewnością jest o wiele porządniej wykonane, niż to od NYX. W dolnym piętrze puderniczki, pod wkładem, ukryty jest półokrągły, czarny pędzelek do nakładania produktu. Nazwa koloru, moim zdaniem jest mocno taka sobie, ale przynajmniej nie drażni jakoś wyjątkowo.
~~O~~
Chanel - Gabrielle - esencja
...czyli, możliwie najintensywniejszy wariant tego zapachu. Takoż cyk! Kolejne perfumy trafiły do kolekcji. Wystarczy zaledwie kilka kropelek, aby poczuć naprawdę mocną woń - stąd, podczas rozpylania należy zachować ostrożność, oczywiście, jeśli nie chcemy udusić wszystkich ludzi w promieniu kilometra.
Jak widać, przed zrobieniem zdjęcia zdołałam odrobinę już zużyć, ale cóż - nie mogłam się powstrzymać xD
Nuta głowy: cytryna
Nuta serca: tuberoza, jaśmin
Nuta bazy: wanilia, drzewo sandałowe
~~O~~
Gisou - Honey Infused Lip Oil - Honey Gold - Watermelon Sugar
Zwykły olejek do ust, z tym, że jest wzbogacony w miód mirsalehi o właściwościach wiążących i zatrzymujących wilgoć. Produkt wygląda na brzoskwiniowo różowy, jednak nałożony na usta, nie nadaje im żadnej barwy, natomiast złotawe drobiny są dość dobrze widoczne. Zapach jest intensywny i sodki i faktycznie, nawet przypomina arbuzowy. W całym produkcie, najlepsza według mnie jest buteleczka - szklana! Kocham szklane opakowania.
~~O~~
Bobbi Brown - Luxe Eye Shadow Rich Sparkle - Moonstone
Jedni wprost przepadają za tym cieniem, inni go nienawidzą, a ja tylko mam nadzieję, że faktycznie stworzy efekt kojarzący się z czymkolwiek księżycowym (najlepiej poświatą). Obym się nie zawiodła, oby na powiekach nie wyglądał tandetnie. Póki co, jeszcze nienaruszona zawartość prezentuje się przewspaniale.
Opakowanie jest poręczne i bardzo wygodnie się je otwiera. Złote, gładkie, o lustrzanym połysku - niestety podatne na wszelkie zarysowania.
~~O~~
Urban Decay - Moondust
Tak, tak - kolejny księżycowy egzemplarz, tylko odrobinę bardziej złocisty od poprzedniego, jakby cieplejszy i jednocześnie równie bogaty w iskrzące drobiny. Zapowiada się doskonale i chciałabym, aby okazał się tak piękny, jak sobie to wyobrażam.
Pudełeczko zostało wykonane z przezroczystego, dobrej jakości plastiku, tak, aby przypominało szkło. Jest minimalistyczne i wygodne, a przy tym miłe w dotyku.
~~O~~
Jeffree Star - Weirdo Mini
Moja pierwsza w kolekcji paleta od Jeffree Star. Kupiłam ją, ponieważ potrzebuję cieni szarych, czerwonych i w różnych wariantach siności.
Tak prezentuje się paleta w kartoniku.
A tak wygląda bez kartonika.
Natomiast w środku, kryje się dziewięć kolorów.
~~O~~
Pierre Rene x Jędrzej Urbański - Glory
Grafika jest identyczna na opakowaniu i na samej palecie. Różowe bazgroły imitujące graffiti uważam za niepotrzebne, paskudne i w ogóle tandetne. Nadają taki hmmm... karyński vibe. W każdym razie sam kartonik jest dobrej jakości, więc zakładam, że wytrzyma wiele.
W środku znajduje się osiemnaście cieni. Kolory ładne, a ich nazwy, cóż... niezbyt kreatywne, tak to ujmę.
~~O~~
Uff! I to już koniec na dzisiaj. Mam nadzieję, że was nie zanudziłam. Macie coś z tych rzeczy? Sprawdzają się u was, czy wręcz przeciwnie?
To do kiedyś! :D
O rzeczach tu przedstawionych nie mam zielonego pojęcia, ale ładnie wyglądają na zdjęciach. :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że grudzień będzie dla Ciebie lepszy. :) Trzym się.
jak chłopa niewiele mnie ten temat kręci, ale tak spojrzałem na design niektórych produktów i moją uwagę zwróciło liternictwo "Weirido", niczym logo kapeli jednej z ostrych odmian metalu, czyżby targetem miały być fanki takiej muzy?...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Olejki widuję, ale nie miałam , czy to zamiast błyszczyka?
OdpowiedzUsuń