24.09.2024

Piórnik

W wolnym czasie zdarza mi się napastować szkicownik, brudnopis, sudoku i krzyżówki - traktuję to, jak coś w rodzaju terapii zajęciowej. Wprawdzie mogłabym siedzieć przy swoim "roboczym" stole i elo - tylko, że ja lubię się przemieszczać. Chata jest jak labirynt, mnie się nie chce nosić pisaków w garści, więc postanowiłam sobie ułatwić życie. I chyba w końcu trafiłam na odpowiedni piórnik. Zdaje się, że będzie idealny na moje "wędrówki" po domu i ogrodzie. Może sprawdzi się też na wyjazdy.

Wybrałam Kipling, wariant admiral blue metallic. Jest taki... poliestrowy XD 

Komora jest szeroka i głęboka, a to dobrze, nawet bardzo dobrze - bo oprócz swoich podręcznych przyborów, zmieszczę tutaj ładowarkę do telefonu, e-fajkę, krople do oczu i co tam mi jeszcze będzie potrzebne.

A teraz zawartość. W sumie nic nadzwyczajnego - ot, przybory dostępne w większości sklepów (jeśli nie stacjonarnych, to internetowych na pewno). Gdyby kogokolwiek z was interesowało coś konkretnego, to macie poniżej spis tych rzeczy:

Cienkopisy i zakreślacze Stabilo, dwa pióra Lamy (wyjątkowo odporne na zniszczenia, tyram je potężnie, a one ciągle są śliczne i działają bez zarzutu, polecam), automatyczny ołówek i długopis FaberCastell, długopis Zenith, trójkątna linijka Milan (wygląda ładnie, ale jest niezbyt poręczna - chociaż można do niej przywyknąć), zielony marker i pomarańczowy pisak z Prismacolor, gumka Pentel (używam ich od lat i póki co, nie znalazłam lepszego zamiennika), korektor w taśmie M&G i niebieski skrzek w probówce, czyli miętówki ze stacji benzynowej.

Oto i małpiszon - podobno goryl. Ma on tę niesamowitą właściwość, że jednocześnie jest brzydki (ale nie aż tak, żeby oczy krwawiły od samego patrzenia), ale i w jakiś nieokreślony sposób fajny (i to na tyle, że zdecydowałam go nie odpinać).

Tego typu breloki, w odpowiednio dobranych barwach, znajdziecie przy wszystkich piórnikach Kipling.

Mam nadzieję, że piórnik faktycznie będzie tak wytrzymały, na jaki wygląda i posłuży mi chociaż przez parę lat. Wprawdzie szanuję swoje rzeczy, ale wszystko się w końcu zużywa (i to coraz szybciej - takie przynajmniej odnoszę wrażenie. Jakby materiały były coraz gorszej jakości). 

A tak w ogóle, to piórniczki kojarzą mi się głównie z latami szkolnymi, mniej więcej od podstawówki do gimnazjum. To był mocno specyficzny czas, do którego staram się nie wracać we wspomnieniach. Myślę jednak, że kiedyś pewnie napiszę kilka słów o tym, jak głęboko zakorzeniony, przybierający wręcz toksyczną formę materializm, panował w moich dawnych klasach. Tymczasem, na dzisiaj to by było na tyle i do następnego! 

6 komentarzy:

  1. No i jest porządeczek, a gorylek cudny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Porządek jest zdecydowanie, tak, jak miało być. I mam tylko nadzieję, że gorylem nie zainteresują się moje koty...

      Usuń
  2. Gustowny piórniczek i gustowny goryl. :3 Ja już nie rysuję w tradyszu. Póki co. Może kiedyś do tego wrócę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję, dziękuję :D A co Cię skłoniło do porzucenia tradycyjnych metod? Pamiętam, że zawsze miałaś takie kozackie szkicowniki :D

      Usuń
  3. ostatni piórnik, jaki miałem, to w szkole podstawowej, taki drewniany, z zasuwanym wieczkiem i podziałką linijki na nim... potem przestał mi taki sprzęt być potrzebny, bo raczej nigdy nie nosiłem ze sobą zbyt dużego zestawu narzędzi do pisania, rysowania, czy jakiejś tam małej poligrafii... ale ten Twój fajny, bo prosty... ciekawe, co pieprznie pierwsze: ekler, czy podszewka się zacznie pruć... no, i małpiszon też okay, choć jaki to gatunek ma być, to nie mam pojęcia, chyba jakiś taki uogólniony...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zazdroszczę Ci tych wędrówek. Moje "metraże" to przeciskanie się między sprzętami 😢

    OdpowiedzUsuń